Wiejskość

Śmiech wieśniaków jest nieskomplikowany.
Śmiech mieszkańców miasta jest pełen zawiłych niuansów.
Ambicją wieśniaków jest dobre uprawianie swoich roślin.
Ambicją mieszkańców miast jest pokonywanie innych.
Radością wieśniaków jest uczestnictwo w porach roku.
Radością mieszkańców miast jest osiąganie wyrafinowania.

Kiedy widzisz mieszkańców miast na wsi, często możesz usłyszeć, jak naśmiewają się z prostoty wiejskiego ludu. W końcu mamy tyle słów, którymi możemy z nich kpić: „głupek”, „kretyn”, „wieśniak”, „chłop”, „gruczolak”, „cham”, „głupek”, „kapuściany łeb”, „prostak”, „kmiot”, „wsiok”, „ćwok”.

Jeśli się zastanowimy, czy te opisy są gorsze od: „neurotyczny”, „kompulsywny”, „zestresowany”, „przebiegły”, „obsesyjny”, „żądny pieniędzy” lub „nowobogacki”?

Ci, którzy podążają za Tao, celebrują życie na wsi przedkładając ją ponad trudną egzystencją w miastach. Chociaż z pewnością nie możemy wrócić do wyłącznie rolniczego sposobu życia, korzystne jest dla nas rozważenie ideału agrarnego. Życie w mieście to konstrukt mentalny, który załamuje się, gdy przestajemy go urzeczywistniać.

Jeśli musisz, staraj się żyć dobrze w mieście. Ale nie zapominaj, że nie ma w tym żadnej ostatecznej wartości. Nie zapomnij o swojej duszy i nie zapominaj, że rustykalne otoczenie to najlepszy sposób na zachowanie duszy.

Deng Ming-Dao „365 Tao: Daily Meditations. Chapter 357 – Rusticity, tłum. własne

Cztery drogi do Tykocina

Do Tykocina można wjechać z czterech stron. Pierwsza prowadzi z Krypna. Tykocinianie i Krypniczanie szczerze się nienawidzą, bo Tykocin był z krwi i kości mieszczański, a Krypno – od zawsze – chłopskie. Teraz i Tykocin, i Krypno są chłopskie, bo sierpniowego dnia 1941 roku Niemcy pognali tykocińskich mieszczan do lasu w pobliskim Łopuchowie, prawie co do głowy rozstrzelali (trzy osoby ocalały) i zakopali w dołach.

Druga droga do Tykocina prowadzi ze Złotorii.

Trzecia powiedzie nas do tego miasta, gdy w Jeżewie skręcimy w kierunku Łomży. Obie są dość nudne.

Trasę ze Złotorii darzę sentymentem, bo jeździłem tam wielokrotnie do moich tykocińskich dziewcząt. Dziewczęta z Tykocina są naprawdę piękne, doskonałe połączenie krwi mazowieckiej z podlaską.

Czwarta droga do Tykocina prowadzi przez wieś Saniki i jest to mój ulubiony sposób dotarcia do tego upadłego, smutnego miasta. Przed budową ekspresówki do Warszawy, przy zjeździe na Sanniki, stał burdel, a obok był mały sklep spożywczy. Spragnieni wrażeń okoliczni chłopi siedzieli na takiej „ranczowej” ławeczce przed tym sklepem, sączyli tanie wina i z niecierpliwością czekali na ruskie kurwy, które w miniaturowych szortach i 10-centymetrowych szpilkach chodziły w przerwach do tego sklepu po małpki na rozluźnienie.

Nie ma już ani tego burdelu, ani tego sklepu. Jest za to kilkunastokilometrowa droga przez pejzaże wschodniego Mazowsza. To w zasadzie same pola i stojące po kilkaset metrów od siebie, pojedyncze gospodarstwa.

Traf sprawia, że zawsze, gdy tamtędy jeżdżę, trafiam na piękne światło. Dzisiaj pojechałem tam bez żadnego celu. Niebo było błękitne, ziemia była śnieżnobiała, a słońce świeciło zza chmur czyściutkim złotem.

W Tykocinie odbywało się święto. Otwierano właśnie w rynku, przy pomniku znanego siedemnastowiecznego watażki Czarneckiego, pierwszą w mieście Żabkę. Były baloniki przy wejściu. Uroczystość zgromadziła około pięciu osób.

Szedłem przez zaspy w kierunku mostu. Po praz pierwszy od lat słyszałem trzaskający, zmarznięty dźwięk pod moimi butami.

A potem wróciłem, trochę naokoło, bo nie lubię wracać z Tykocina. Lubię miejsca, w których nic już nie ma.

Miasto Ełk

Ełk to takie niespieszne, spokojne niemieckie miasto, które pokochały pokolenia polskich przesiedleńców i sprawiły, że jest to miasto dobre do życia. Kocham każdą moją wizytę w Ełku.

Trzynastoletnia dziewczyna, z którą miałem przyjemność gadać o tym mieście, podzielająca moją miłość do tego miejsca, genialnie zauważyła, że jest to miasto wielkich okiennic. Nie wiem, jak lepiej oddać urok Ełku.

Choć opuszczone przez Niemców, a potem zasiedlone przez ludzi z tzw. „kresów”, miasto to odzyskało swój urok i za każdy, razem, gdy w nim jestem, czuję się jak w prawdziwym mieście, które jest kochane przez jego mieszkańców. Nie jak, nie przymierzając, we Warszawie.

Lubię czuć się jak w mieście.

Te wszystkie zachody słońca…

Te zachody słońca nad opuszczoną fabryką włókiennicza są o tej porze roku jak zwykle, absolutnie, olśniewające.

Żarówki solarne

Oszalałem na punkcie tych lampek solarnych, które można jeszcze kupić w Castoramie. Na jaki dobry pomysł ktoś wpadł, aby wziąć normalną żarówkę, trochę ją przeskalować, odwrócić do góry nogami, na gwincie umieścić panel i zawiesić w ten sposób, by po zmroku dawała ciepłe światło!

Widziałem je z zewnątrz dwa razy. Po raz pierwszy, gdy przejeżdżaliśmy w piątkę, wracając z jakiejś wakacyjnej wyprawy obok mojego bloku i ona powiedziała: ale te twoje lampki się ładnie świecą! Następnego dnia specjalnie wyszedłem z domu po północy, żeby sprawdzić, czy to prawda.

…a wszystko to, aby udowodnić, że żyję, działam i mam się całkiem dobrze.