
Sokółka mieści się w pierwszej piątce najbardziej paździerzowych miast północno-wschodniej Polski, dlatego niemałym szokiem zareagowałem na wizytę w nazywającej się nad wyraz pretensjonalnie i banalnie Restauracji pod Sokołem. Znajduje się ona tuż przy głównym trakcie miasta, którym codziennie przejeżdżają tysiące tirów.
Spodziewałem się kolejnej quasi-restauracji karmiącej ludzi odgrzewaną babką ziemniaczaną, pomidorową z rosołu z wczoraj, podgrzewanej w mikrofali „świerzynce” ze świni zabitej miesiąc temu i wielu temu podobnych gastronomicznych trików.
Na obiad zabrała nas mama po udanym grzybobraniu w Krynkach i nieudanej próbie zjedzenia czegoś tatarskiego w bohonickim Domu Pielgrzyma. W Bohonikach mieli jakąś imprezę, więc zaryzykowaliśmy na maksa, szukając dobrego miejsca z jedzeniem w Sokółce. W głębi duszy uznawałem tę misję za z góry przegraną.
Lubię się mylić i tym razem pomyliłem się okrutnie. Jedzenie w Restauracji pod Sokołem jest fenomenalne.
Zamówiliśmy żurek, pielmieni z jagnięciną, golonkę z ziemniakami i spaghetti z kapusty kiszonej w całości, a na koniec pierogi z borówkami i malinami.
Proste i skromne entrée w postaci pajd chleba i delikatnego masła wróżyło, że w tym miejscu traktuje się klientów poważnie. Dziewczyny jadły ten chleb z masłem aż im się uszy trzęsły.
Żurek podano w ten sposób, że „wkładkę” złożoną z jajka i chrzanu trzeba było samemu zalać zakwaszonym bulionem z dużą ilością majeranku. Była to zupa przygotowana niemal perfekcyjnie. Niemal, bo nie lubię soli i dla mnie był to płyn nieco za słony. Co nie zmienia faktu, że chciałbym się nauczyć robić taką zupę.
Około ośmiu pielmieni z jagnięciną siedmioletnia Ola zjadła w czasie nie przekraczającym jednej minuty, co wystarczy za recenzję.
Upieczoną golonkę podano na górze kapusty w oleju. Nie była to ukiszona kapusta, ale nie obniża to wartości tego dania. Skóra świni miała piękny, brązowy kolor, a doskonale przyprawione mięso rozpadało się przepięknie na kawałki, jakby przewidywało to, jaka jego część mnie najbardziej interesowała. Golonce towarzyszyły upieczone tak jak należy ziemniaki w skórkach. Do tego w gustownych, szklanych pojemniczkach, chrzan i musztarda.
Pierogów z borówkami i malinami też nie spróbowałem, bo Ola spałaszowała je w tempie podobnym do tempa pałaszowania pielmieni. Na koniec beknęła i – wychodząc – powiedziała przemiłej i fachowej kelnerce:
– Bardzo smaczne jedzenie. Jeszcze tu do was wrócę.
Za obiad dla czterech osób z napojami, mama zapłaciła 87 złotych plus napiwek.
Po wizycie w Restauracji pod Sokołem w Sokółce jeszcze bardziej nie znoszę tego miasta i jego paździerzowatości. Teraz już nie z powodu jakiegoś kaprysu, ale za to, że mają u siebie taką dobrą knajpę, której nie powstydziłby się krakowski rynek i warszawski Nowy Świat.

Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie...