Między kamienicami

Między blokami

Codziennie

Sen – od czterech do sześciu godzin. Unikanie drzemek.

Dwa razy dziennie podanie kotkom jedzenia i czyszczenie kuwety.

Płyny – kombucha lub kiszonki rano i yerba mate z ziołami w trakcie pracy. Czasami herbata, w kawiarni podwójne espresso.

Kwiaty, nabiał na śniadanie, owoce na dobranoc.

Co najmniej dwa tysiące kroków na powietrzu. Las najchętniej.

Cukier i sól- prawie wyłącznie występujące naturalnie w warzywach, owocach, nabiale i podrobach. Wyjątek – gruzińska sól ziołowa ze Swaneti.

Rozciąganie – po dziesięć minut rano po obudzeniu i siedem minut wieczorem.

Medytacja – jak wyżej.

Czytanie – minimum dwie i pół godziny dziennie. Godzina książki na papierze. Godzina książki na tablecie. Pół godziny na prasę.

Pisanie – około osiem godzin dziennie.

Poza tym jeszcze nauka życia.

Po dniu słoty

Po dniu słoty zrobiło się dzisiaj słonecznie, więc wybrałem się na piesze szwendactwo po okolicy. Nie lubię już Lipowej. Jest nudna i małomiasteczkowa. Dlatego, po zakupie tabaki w kiosku z widokiem na kościół, wszedłem między bloki po przeciwnej pierzei alej Piłsudskiego. W słuchawkach grał „Pocisk miłości”.

Są tam piękne przestrzenie między starymi blokami, gdzie rosną drzewa i jest cicho, mimo bliskości hałaśliwej arterii. Dotarłem na tyły starej fabryki włókna, na którą patrzę codziennie z balkonu. Ktoś przewrócił ogrodzenie. Brodząc między chaszczami, potykając się o porozrzucane butelki po napojach, mogłem w końcu zobaczyć z bliska tę fabrykę. Chodziłem wokół niej i obwąchiwałem, jak moje kotki obwąchują mój plecak, gdy wracam z wycieczki.

Słyszałem gwar przędzalniczych maszyn i nadzorców poganiających dziewczęta z chustami na głowach, podających włókno do stukających miarowo maszyn. Widziałem Żyda – właściciela fabryki – który z cygarem w ustach kręcił się w kółko wkurwiony niską wydajnością. Widziałem, jak spod fabryki wyjeżdżają furmanki wypełnione włóknem, ciągnione przez zmęczone szkapy. Czułem smród i brud tego miasta.

Po drugiej stronie ogrodzenia, autobus linii numer siedem właśnie zabierał pasażerów wracających z pracy w banku. Było kilka minut po szesnastej.

Autumn Vibes

Jeszcze zielono, ale jest to już jesień kwaśna i przenoszona. Zielone się poddało, nie chce już walczyć o światło. Mchy są nasiąknięte wodą – chodzenie to prawie spacer po wodzie wespół z żabami i robakami. Mokre buty, mokra kurtka, mokre włosy, choć przecież nie pada i nie padało. Mniej jest świata, ale to, które jest, sprawia wszystko bardzo plastycznym. Odbija i zwielokrotnia tę zieloność, tę jesień, tę tęsknotę za nim.