Moja siedmioletnia siostrzenica Ola jest fanatyczką grzybiarstwa. Cały pokój ma oblepiony plakatami z grzybami jadalnymi i trującymi. Na jej parapecie obrasta pleśnią kolekcja hub z Puszczy Knyszyńskiej. Ma wszystkie atlasy grzybów wydane po 1945 roku. Jej ulubionym jutuberem nie jest Lenka z „Hejka tu Lenka” ani Lord Kruszwil, ale Piotr Horzela z kanału „O lesie”. Podczas jazdy ekspresówką z Warszawy do babć w Białymstoku wypatruje z tylnego siedzenia grzybów i każe rodzicom się zatrzymywać co chwila. Koleżankom i kolegom robi konkursy z rozpoznawania gatunku grzyba z zawiązanymi oczami albo po zapachu. W szkole założyła Szkolne Koło Miłośników Grzybiarstwa, w którym jest przewodniczącą, zastępcą i skarbnikiem. W swojej szkolnej sali wywalczyła gablotę z ekspozycją najbardziej trujących gatunków grzybów w Polsce. Na lekcji religii wstała i oświadczyła księdzu, że wie, jak wygląda szatan, po czym wyjęła z plecaka poszukiwanego tygodniami borowika szatańskiego.
Ostatnio byłem z Olą na Święcie Grzyba w Sokolu pod Michałowem. Cały dzień spędziła przy stoisku Nadleśnictwa Żednia wykłócając się z leśniczymi o to, które gatunki gołąbków są jadalne, a które trujące. Mało co nie doszło do rękoczynów. W końcu, po długich dyskusjach, czy siedmiolatka może zostać leśniczym, dostała w końcu smycz, legitymację i taką plakietkę, dzięki której możemy wjeżdżać z Olą autem do każdego lasu na terenie całej Unii Europejskiej. Potem poszła do staruszek sprzedających grzyby w słoikach i pouczała je, jakie są optymalne proporcje wody do octu. W konkursie grzybobrania zajęła oczywiście pierwsze miejsce, deklasując nawet geniusza Eugeniusza Makówkę, który mimo utraty wzroku spowodowanego nadmiernym spożywaniem alkoholi metylowych uznawany jest w Puszczy Knyszyńskiej za niedościgniony wzór sztuki grzybiarskiej. Geniusz Eugeniusz wpadł podobno z powodu tej porażki z Olą w depresję, obraził się na las i zalał swój smutek kolejnymi porcjami spirytusów drzewnych.
Ola od niedawna ma telefon i dzwoni do mnie czasami z Warszawy. Pyta oczywiście o to, czy w lesie są grzyby.
Rozmowy te wyglądają podobnie:
– Radek, są grzyby? – pyta Ola
– Trochę jest – odpowiadam.
– Żal.
– Zebrałem dzisiaj kilka podgrzybków – mówię.
– Żal.
– Jest jeszcze sporo opieniek.
– Żal.
– A, i dzisiaj znalazłem borowika syjamskiego z dwoma głowami.
– Żal.
– Jak przyjedziesz, to pójdziemy na grzyby, obiecuję.
– Obiecaj mi tylko, że wszystkich nie wyzbierasz!
– Obiecuję!