Mikołaj Łoziński „Reisefieber”

„Reisefieber” Mikołaja Łozińskiego to krótka powieść psychologiczna, za którą autor otrzymał Nagrodę Kościelskich (2007). Tytułowe „Reisefieber” oznacza „niepokój przed podróżą”. Daniel, bohater opowieści, przylatuje do Paryża na wieść o śmierci swojej matki. Wizyty miejscach uczęszczanych przez zmarłą Astrid, spotkania z jej bliskimi sprzyjają rozważaniom o odpowiedzialności, miłości, śmierci, samotności i życiu.

Daniel, mieszkając u swojej nowo poznanej, przybranej ciotki Louise, próbuje zrozumieć skomplikowane relacje łączące go z dawno nie widzianą matką. Odwiedza niewidomą psychoterapeutkę Astrid – Aude, spotyka się z Caroline, żoną Spencera – kochanka Astrid. Przeprowadza rozmowę z lekarzem, który był przy jego matce do jej ostatnich chwil. Danielowi nie chodzi o rozwikłanie tajemnicy śmierci Astrid – ta jest znana i oczywista. Chodzi mu raczej o jakąś formę usprawiedliwienia za winy, których sam do końca nie potrafi wyrazić.

Ta na pierwszy rzut oka dosyć nudnawa historia jest niezmiernie kunsztownie skonstruowana. Proza Łozińskiego wydaje się być przemyślana i świadoma w każdym szczególe. Retrospekcje są tam, gdzie się ich nie spodziewamy do momentu, kiedy się pojawiają. Wtedy przyznajemy, że to dla nich najlepszy moment. Autor, na kanwie dość banalnej historyjki, rysuje postacie z niezwykłym kunsztem psychologicznym: bardzo ludzko, a jednocześnie głęboko. Naprawdę, nie spodziewałem się po moim rówieśniku takiej dojrzałości i wrażliwości literackiej.

Ta książka nie jest spektakularna, ale pociąga czystością literacką i, jestem pewny że trudną do osiągnięcia, przejrzystością. Przejrzystość ta nie oznacza jednocześnie, iż mamy do czynienia ze światem czarno-białym. Wręcz przeciwnie, tytułowe „drżenie przed podróżą” narasta z każdym akapitem. To taki trudno wyrażalny i jeszcze trudniejszy do wyrażenia niepokój, którego korzenie tkwią w obecnymi w większości nas wyrzutami sumienia za coś, czego już nigdy nie da się naprawić. Łoziński często „zatrudnia” bohaterów do zajęć typowo nerwicowych, takich jak obgryzanie paznokci czy obsesyjne mycie rąk. Napięcie z każdą stroną wzrasta, sumienie Daniela staje się sumieniem czytelnika. Wstydzimy się, nie wiedząc tak naprawdę, czego.

Łoziński popełnił ważną i świetną książkę. Być może błędem było ujawnienie „klamry” spinającej lęki i niepokoje bohaterów, która odkryła to, co moim zdaniem powinno pozostać niedopowiedziane. Niemniej z przekonaniem muszę przyznać, że szczerze zazdroszczę Mikołajowi Łozińskiemu napisania tak dobrej książki.

Dodaj komentarz