Najlepszy kartoffelpuffer podają w Narwi

DSC_9858

Ilekroć przejeżdżałem przez Narew w drodze z lub do szpitala w Hajnówce, tudzież w innych celach, piekielnie nieudany, tandetny szyld Restauracji „Piekielna Kuchnia” wzdrygał mnie od tego miejsca. To bodaj jedyne miejsce w tym zdegradowanym mieście, gdzie można coś zjeść. Zdegradowanym, ale przywróconym na prostą dzięki fabryce maszyn rolniczych Pronar, której częścią jest też ta restauracja. Restauracja, która kojarzyła mi się zawsze z najgorszymi stereotypami takich lokali – z dźwiękiem dzwoneczka mikrofalówki dobiegającym z kuchni, z nieświeżą świeżynką, surówkami niepierwszej jakości podawanymi kolejnym klientom, którzy nie chcieli ich nawet ruszyć końcem widelca, z zapiekankami z zamrażarki, z brudem i smrodem.

Toteż wielkim pozytywnym zaskoczeniem okazała się wczorajsza wizyta w Restauracji „Piekielna kuchnia”. Wystrój jak wystrój, takie quasi-białoruskie standardy są w warunkach podlaskiego pogranicza typowe. Musi się błyszczeć, ale musi też być czysto. Kwestia gustu. Natomiast co do poziomu żywienia w tym miejscu nie ma miejsca na żadne dyskusje. Tak zwany „czarci placek”, który zamówiłem, został przez panią kelnerkę skromnie zaanonsowany jako „placek ziemniaczany z mięsem”, jednak powiedzieć tak o tym, co zobaczyłem i jadłem, to nie nie powiedzieć nic. Po kilku chwilach oczekiwania postawiono przede mną talerz z wielkości dużej patelni i grubości 1,5 centymetra, puszystym, doskonale przyprawionym (nie przesolonym!) wielkim kartoffelpufferem złożonym na pół. W środku znajdowało się przyrządzone na ostro mięso z papryką w pomidorowym sosie. Zaprawdę, powiadam Wam, nie jadłem jeszcze nigdy takiego dobrego placka z kartofli, a ów farsz, srogo ostry, spełniałby wszelkie wymogi dobrej, wielkomiejskiej restauracji. Wiem, jak trudno jest zrobić danie, które jest piekielnie ostre, a jednocześnie ma to coś poza ostrością. Ten placek miał wszystko, co powinien, a nawet więcej.

Mój wielki czarci placek, który mógłby być daniem dla dwóch osób, kosztował 16 złotych. Zamówiona przez moją towarzyszkę karkówka również nie pozostawiała wątpliwości, że oto mam do czynienia z pierwszym od dawna odkryciem na kulinarnej mapie moich okolic. W tym tandetnym budynku ozdobionym obrzydliwym szyldem gotuje ktoś, kto już dawno powinien rządzić w kuchniach wielkomiejskich restauracji. Kimkolwiek ona/on jest, chylę jej/mu czoła.